Spis Treści do części 1.

sobota, 8 kwietnia 2017

To dla Evans! czyli heroiczne wyczyny Pottera

Pierwsza wstała Lily coś ją obudziło, nie wiedziała co, wprawdzie była pilną uczennicą i prefektem naczelnym, ale byciem rannym ptaszkiem nie mogła się pochwalić, zazwyczaj budziły ją koleżanki z dormitorium. Jednak dosłownie po sekundzie zrozumiała o co chodzi i wyszła przed obóz, zza skały wystała srebrna, jarząca się niebieskim światłem łania. Evans wzdrygnęła się i podeszła do Jamesa. Złapała go za ramię i potrząsnęła nim.
-C-Coo jest- zapytał ledwo wstając i poprawiając sobie okulary
-Już czas!- warknęła, a zdezorientowany Potter odpowiedział:
-Na randkę?
-Jaką randkę pajacu? Musimy iść!- krzyknęła budząc przy okazji całą drużynę.
-Córka Chińskiego Ogniomiota, po prostu "dyszy" na wszystkich- uśmiał się Łapa, zwijając się z pościeli. Jego żart rozśmieszył tylko go, Jamesa i Petera. Lupin jedynie pokręcił z dezaprobatą głową i podszedł niepewnie do swojego wierzchowca. Lunatyk, aż podskoczył gdy koło niego i gniadego rumaka pojawił się żbik. Zwierzę otrzepało się z pyłu, który osadził się na jego sierści gdy nocował na drzewie. Jego sylwetka zaczęła się zniekształcać i po sekundzie koło nich pojawił się człowiek.
-Gotowi?!- spytał energicznie. Wszyscy wyruszyli po chwili w drogę. Lily dokładnie rozglądała się po zielonych zaroślach, które obficie porastały tutejsze tereny. Nagle coś poruszyło się w krzakach, a
że było południe i cała "delegacja" zatrzymała się na postój, Evans z ochotą postanowiła zobaczyć co takiego kryją te rośliny. Podeszła do drzew i rozchyliła ciężkie gałęzie. Przeszła ostrożnie przez drewniane wrota i uważając na chaszcze, które raniły łydki ruszyła dalej. Delikatnie przedarła się przez ostanie warstwy i z uśmiechem stwierdziła, że znajduję się na najpiękniejszej polanie, którą kiedykolwiek mogła zobaczyć. Na środku prezentowało się dostojnie jezioro o wspaniałym błękitnym odcieniu, w okół rosły nie okiełznane kwiaty i drzewa o wspaniałym zapachu. Wprawdzie trudno było dostać się na brzeg przykryty równym, drobnym piaskiem, na którego krańcu pokazywały się fioletowo-szare rośliny, których nazwy nie znała nawet profesor Sprout. Jednak najwspanialszą rzeczą na plaży koło dzikiego jeziora było zwierzę, które tam stało. Lśniący biały koń o niesamowitej sierści. Miał gęstą i długą srebrną grzywę opadającą kaskadami na delikatną szyję, złoty skrzący się ogon, który delikatnie kołysał się w lewo i w prawo. Brązowe kopyta, które wydawał się być utkanie z jakiejś delikatnej tkaniny i oczy... Niebieskie jak to jezioro, delikatnie jarzące się czymś dziwnym. Zdawało się krzyczeć: "Choć do mnie!". Podeszła do magiczne stworzenia i poczuła jak blask, który otaczał zwierzę, wypełnia ją, zatraciła się w pięknych oczach. Magiczne zwierzę lekko poruszyło się, a zrobiło to z taką gracją, jakiej pozazdrościła by nawet najlepsza modelka. Uczepiła się paznokciami zwierzęcia i przytuliła go jak pluszowego misia, zamykając oczy...
-Czas wyruszać- denerwował się Azka chodzą w prawo i w lewo.
-Dobrze, pójdziemy po nią- westchnął Syriusz, podnosząc się powoli. James z chęcią przystał na ten pomysł. Łapa i Rogacz przeklinając zielsko porastające las wyszli na polanę.
-Cholerne chwasty- warknął ten pierwszy i zdeptał parę szaro-fioletowych kwiatków. Gdy nie usłyszał odpowiedzi od Jamesa spojrzał w jego stronę, cały przerażony celował w Lily Evans, która kurczowo uczepiła się szyi wspaniałego białego konia. Syriusz na palcach podszedł do Pottera, aby się z nim zrównać.
-Co jest z Lily?- spytał szeptem patrząc na rudowłosą, która całkowicie zatraciła się w oczach fantastycznej bestii.
-Kelpia- rzekł James wychylając się do kompana, ale nie spuszczając oczu z wroga i trzymając wyciągniętą różdżkę, w jego ślady poszedł także Black.
-Drętwota-  Evans usłyszała formułę zaklęcia, a czerwony promień trafił w kamień koło niej, który "odczepił" się od brzegu i wpadł do wody. Zezłoszczona odwróciła się w stronę oprawców. Nie miała zamiaru opuszczać konia i jego blasku koło niego nie było smutków, działał jak patronus. Wciągnęła swoją różdżkę i zaczęła mierzyć w Jamesa i Syriusza.
-Expelliarmus!- warknął Potter, jednak Evans w myślach wypowiedziała odpowiednie słowa i odbiła urok.
-Drętwota- odpowiedziała atakiem na atak, światło pognało w stronę Pottera ten ledwo odskoczył, a promień trafił z impetem w drzewo.
-Drętwota!- powtórzyła szybko rudowłosa, a czerwony błysk, znów minął swój cel za to trafił Syriusza, który nie zdążył wypowiedzieć nazwy nawet jednego uroku, ponieważ musiał razem ze swoim towarzyszem odpierać atak Lily, a głównie zaklęcia, które nie trafiły w Pottera. Łapa momentalnie zesztywniał i runął w chaszcze, James rzucił się ku niemu, a Evans korzystając z okazji wrzasnęła:
-Expelliarmus!- srebrny promień wytrącił Rogaczowi różdżkę z ręki.  Evans uczepiła się ponownie szyi niebieskookiego stworzenia, oniemiały James podszedł do niego, wcześniej jednak zabrał różdżkę potraktowanemu drętwotą Syriuszowi, wycelował w kelpie i stanął z nią pysk w twarz, jednak jedyne co mógł zrobić to wpatrywać się oniemiały jak tylne kopyta i zad konia przemieniają się we wspaniały zielonkawo-niebieski syreni ogon i jak potwór znika z rudowłosą pod wodą. Rogacz momentalnie się otrząsnął. Zanim zanurkowała zapamiętał frazę: Nie patrz w oczy temu cholerstwu! To hipnotyzuję! Zrzucił buty, skarpetki oraz t-shirt i niechętnie przebił taflę wody. Wydawało mu się iż woda będzie ciepła, ponieważ przez cały dzień świeciło słońce, jednak gdy zanurzył się w krystalicznej otchłani od razu poczuł okropny chłód. Zatrzymał się na sekundę, aby przyzwyczaić się do zimna. Wziął głęboki wdech i z odrazą spojrzał na wody jeziora. No dobra! To dla Evans! Raz, dwa, trzy policzył w myślach i cały zanurzył się w zimnie. Poczuł jak jego ciało przebiega dreszcz. Popłynął w głąb jeziora, gdy tylko zrozumiał że jego twarz robi się czerwona i brakuje mu powietrza, zatrzymał się i wypowiedział w myślach formułę zaklęcia bąblogłowy, rozejrzał się dokładnie wokół. Zielonkawo- niebieski ogon końskiej syreny zamigotał przed nim. James zamachał mocno rękami i nogami by dogonić zwierzę. Różdżkę, która dotychczas trzymał w lewej ręce przerzucił to prawej, wyprostował ramię... wycelował. Kurde! Był za daleko. Rude kosmyki i blada skóra Lily mieszała się z łuskami i sierścią kelpi. Zaczął płynąć ponownie i gdy znalazł się w odpowiedniej odległości wymierzył  i  wypowiedział w umyśle słowa: "Drętwota". Zobaczył, jak czerwony na lądzie promień leci w postaci wody i trafia w ogon bestii. Kelpia przestała się poruszać, a rudowłosa Evans o dziwo nie dusiła się z braku tlenu. Widocznie obecność zwierzęcia dała jej moc oddychania pod wodą, James zrozumiał jak okrutne są kelpie, nie dają umrzeć ofiarze z braku tlenu, a zabierają ją żywą na dno i tam pożerają w całości. Magiczny stwórz zaczął wierzgać i wycelował swe hipnotyzujące oczy w Pottera, ten bez zastanowienia rzucił się na szyję potwora i uczepił się jej kurczowo. Zwierzę ponownie wierzgnęło, a z jego nozdrzy wyleciała para (strumień wody). Teraz oczy Pottera były na równi ze ślepiami węża morskiego. Takie piękne, jak woda... Nie, Rogacz zamknął swoje "okna na świat" i dotknął różdżką gładkiej skóry konia. Wypowiedział w myślach zaklęcie: Petrificus Totalus. Gdy urok trafił potwora, ten tak mocno zaczął kręcić się i machać ogonem, że Potter, a nawet Evans spadli z jego grzbietu. Lily momentalnie zaczęła się dusić i zsuwać ku głębinom. James zwrócił swój wzrok w jej stronę i ruszył za opadającym ciałem dziewczyny. Tymczasem wspaniały koń zaczął się zmieniać, łuski pokryły całe ciało, sylwetka wydłużyła się. Łeb przekształcił w smoczy, a kopyta stały się płetwami. Wąż wykrzywił swój pysk i popędził za Jamesem, ten zdążył schwycić nieprzytomną Evans i rzucić urok, który spowodował, że mogła oddychać pod wodą. Spojrzał z nadzieją w jej zielone oczy i odetchnął gdy ujrzał jak rudowłosa bierze głęboki haust powietrza. Nie byli daleko od brzegu, ile sił w nogach płynął ku piaskom. Poczuł na stopach łuski potwora, który był niesłychanie blisko. Udało mu się wyrzucić na ląd Lily, a następnie z ulgą poczuł jak jego własna twarz dotyka piasku, jednak to szczęście nie trwało długo. Kelpia wystrzeliła z tafli jeziora, a z jej grzbietu wyrosły SKRZYDŁA! Rogacz wybałuszył oczy gdy potwór popędził w stronę nieruchomego Syriusza. Odbiegł od Evans i zagrodził drogę "smokowi". Ten pochwycił go swoimi obrzydliwymi, długimi pazurami. Zawisnął w powietrzu i przerzucił do długiego wijącego się ogona, ten owinął się wokół niego niczym zaczarowane sznury. Bestia uniosła Pottera na wysokość swojego łba. Teraz jej ślepia były czerwone i rządne krwi. Kelpia rozwarła pysk, a Potter poczuł jak żrąca ślina rani mu policzki. A więc tak skończy? James ostatnimi siłami łapał najcenniejsze wspomnienia: Łapę, Lunatyka, Glizdogona, Lily i jej włosy, kawały, Azke, ich przygody, każdą pełnie. Zbliżył się niebezpiecznie do kłów potwora. Rogacz wiedział, że jego ciało zostanie rozpuszczone przez kwas, lub rozszarpane przez białe i ostre "sztylety". Otworzył oczy i stanął oko w oko ze śmiercią. Patrzyła na zbliżające się zęby, gardło. Usłyszał czyiś głos... może jego ojca? Może spotka go tam gdzie się dostanie po śmierci? Kolejny głos, zaraz, tak nie brzmi jego ojciec. To... LUPIN! Razem z Lily miotali w rozjuszaną bestie, która zrezygnowała ze skonsumowania go i zaczęła poruszać się w szaleńczym tańcu unikając zaklęć. Wszystkie promienie, które trafiły odbijały się jednak od stalowych łusek, zrezygnowani przyjaciel tracili siły, a ogon kelpi wraz z Jamesem ponownie przybliżył się do paszczy potwora. Znów poczuł kwas na twarzy. Czyli jednak śmierć dostanie go w swoje ręce? Znów począł łapać wspomnienia: Lily jej twarz, huncwotów, pełnie... jednak te ckliwe wspominki przerwał chłód na policzkach... zaraz czy on nie powinien czuć na nich żrącej substancji. Uchylił powieki i ujrzał Azkę. Metamorfomag trzymał przed sobą różdżkę, a złoty promień który z niej bił odstraszał bestie. Po sekundzie wężowe sploty rozluźniły się i Potter... spadał, spadał prosto na nieruchomego wciąż Łapę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz