-Wszystko mam, wszystko mam, ale po co wam właściwie wywar- rzekł opierając ręce o kolana i odkładając kociołek pełen eliksiru na podłogę, jednak nikt nie musiał mu nic tłumaczyć gdy ten spojrzała na łóżko zajmowane przez Jamesa.
-Kiedy zaczynamy?- spytał Organcy nauczyciel od numerologii
-już, już- mruknął Dumbledore kucając koło pościeli chorego:
-Kto to zrobił?- zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Syriusz od razu odpowiedział:
-Severus, Severus Snape- Albus z nie do wierzeniem spojrzał na Huncwotów.
-To bardzo poważne oskarżenie...- powiedziała Mcgonagall
-Czas zaczynać- rzekł Slughorn wlewając do ust chorego miksturę barwy złota.
-Gotowi?- mruknął Albus podnosząc różdżkę w górę:
-Hybrid evanescet leporem- po sali Skrzydła Szpitalnego rozległ się szept nauczycieli. Z różdżek trzymanych w górze wystrzeliły jaśniejsze i ciemniejsze srebrne serpentyny. Sylwetka Rogacza zajarzyła się złotem, a szare promienie owinęły się w okół jego nadgarstków, kostek i głowy. Wszyscy czekali w napięciu. Nagle krwawe rany zaczęły skrzyć się niebieską poświatą i zanikać. Poświaty z różdżek stały się czarne i po sekundzie wszystko się skończyło. Rany na klatce Jamesa po zostały, lecz znacznie się zmniejszyły. Pani Pomfrey pozwoliła zostać reszcie uczniów, Rogacz poruszył się i mruknął coś:
-James?- zapytał niepewnie Lupin
-Nie zabijaj tych mrówek Lunek, nie zabijaj one nic ci nie zrobiły- Rogacz przewrócił się na drugi bok tak gwałtownie, że Remus podskoczył. Syriusz i Peter zaczęli się chichrać:
-Łapa?! Łapa? Powiedz mu, żeby zostawił te mrówki! One są niewinne to wszystko biedronki widziałem to!- mruczał nieprzytomny Potter
-Powiem mu, biedronki poniosą karę- rzekł z powagą Black, Peter dusząc się ze śmiechu spadł z krzesła na co James:
-Glizdogon, przepraszam, że te biedronki cię pogryzły- wymamrotał
-Nie ma co!- odpowiedział mu Pettigrew'u. Huncwotów ze śmiechu wyrwało stukanie w szybę. Lupin podszedł do okna i uchylił je... na zewnątrz siedział dziki kot. Dość duży o długiej sierści i ostrych pazurach. Żbik. Patrzył wyczekująco na swoich przyjaciół, gdy Peter kiwnął mu na znak, że może się przemienić, zwierzę zmieniło się w człowieka. Mężczyzna miał włosy koloru sierści kota. Potrząsnął głową i stały się one purpurowe.
-i co z nim?- spytał
- Na razie z Roogaczem nie pogadasz, chyba, że waszym tematem będą mrówki i biedronki- skomentował Lunatyk
-A po za tym czar zadziałał- rzekł Black
-To świetnie!- ucieszył się animag, a następnie spytał:
-Może wejdziemy tu wieczorem jak będzie z nim lepiej?- zapytał
-My?!- zdziwił się Glizdogon
-Wiem, że macie niewidkę- odpowiedział metamorfomag
***
-Muffilato- wymamrotał Syriusz kierując różdżkę w twarz pielęgniarki, która siedziała spokojnie w swoim pokoju i przeglądała egzemplarz: "Uzdrowiciele, Magomedycy- porady, wskazówki, ciekawostki", a następnie na drzwi wejściowe do skrzydła. Po sekundzie usłyszeli stukanie w szybę, tym razem Peter wstał i otworzył okno przed Azka. James usiadł na łóżko zdążył dojść do siebie po zaklęciu hybris:
-I co w końcu z tymi mrówka i biedronkami?- spytał Łapa, na co Rogacz uniósł brew:
-No wiesz trochę mamrotałeś przez sen- powiedział Lupin
-Tak, a dokładnie, że Lunatyk chciał zabić niewinne mrówki i, że Syriusz musi go powstrzymać, bo to wina biedronek i przeprosiłeś mnie, że te ostatnie mnie pogryzły- podsumował Glizdogon.
-Aaaaaaaaaa- Rogacz przypomniał sobie sen o... nie ważne
-Dobra- głos przejął Alan
-Pomyślałem, że mógłbym wam pokazać moje wspomnienia i więcej opowiedzieć wam o Azkabanie- rzekł na co Huncwoci przystali z ochotą
-Ale nie mamy myśloodsiewni.- mruknął Lunatyk
-A kto powiedział, że nie mamy- uśmiechnął się James. Alan walczył z dziwnym uczuciem, pracował tu jako nauczyciel i głupio było zachęcać uczniów do okradania dyrektora, czy kogokolwiek innego, ale musiał im to pokazać. Postrzegali go jako przyjaciela, musieli poznać prawdę.
-Nie ma mowy- warknął Lupin.
-Lunek- zajęczał Peter.
-Nie martw się Lunatyku przypilnuję ich, nic nie zniszczą- rzekł po czasie namysłu Azka. dwie strony osobowości Remusa spierały się ze sobą, jedna mówiła:
-Powstrzymaj ich! Albo ktoś ich złapie jak będą w drodze po myślooodsiewnie, albo to popsują
druga mówiła:
-Daj spokój Alan ich przypilnuje
-Zgoda- powiedział niepewnie Lupin.
-Dobra to idę- James podskoczył, aby wstać krzywiąc się przy tym
-Nie ma mowy- rzekł Syriusz. Potter nie miał zamiaru się poddawać, ale widząc miny kolegów postanowił jedynie przytaknąć i wskazać Black'owi głową białą, nocną szafkę w której środku znajdowała się zwiewna szata. Łapa narzucił pelerynę i po sekundzie w miejscu gdzie stał była jedynie pusta przestrzeń. Usłyszeli kroki i otwieranie drzwi od Skrzydła, Syriusz wpuścił tym samym do sali trochę chłodnego powietrza. Następnie wrota same zamknęły się z cichym kliknięciem.
-Nie ma mowy- warknął Lupin.
-Lunek- zajęczał Peter.
-Nie martw się Lunatyku przypilnuję ich, nic nie zniszczą- rzekł po czasie namysłu Azka. dwie strony osobowości Remusa spierały się ze sobą, jedna mówiła:
-Powstrzymaj ich! Albo ktoś ich złapie jak będą w drodze po myślooodsiewnie, albo to popsują
druga mówiła:
-Daj spokój Alan ich przypilnuje
-Zgoda- powiedział niepewnie Lupin.
-Dobra to idę- James podskoczył, aby wstać krzywiąc się przy tym
-Nie ma mowy- rzekł Syriusz. Potter nie miał zamiaru się poddawać, ale widząc miny kolegów postanowił jedynie przytaknąć i wskazać Black'owi głową białą, nocną szafkę w której środku znajdowała się zwiewna szata. Łapa narzucił pelerynę i po sekundzie w miejscu gdzie stał była jedynie pusta przestrzeń. Usłyszeli kroki i otwieranie drzwi od Skrzydła, Syriusz wpuścił tym samym do sali trochę chłodnego powietrza. Następnie wrota same zamknęły się z cichym kliknięciem.
***
Łapa szedł pustymi korytarzami wyczulony na najcichszy szmer. Nie miał zamiaru zwracać na siebie uwagi i nie zapalił różdżki pod peleryną. Stąpał ostrożnie na palcach. W pewnych momentach, gdy wiatr zadudnił mocniej w Hogwardzkie okna wstrzymywał oddech. Dotarł niezauważony do chimery. Przypomniał sobie hasło, które podał mu Peter i rzekł:
-Galeon- chimera strzegąca wejścia do gabinetu zaczęła wietrzyć w powietrzu i mruknęła:
-Zna hasło więc wpuszczam- i odeszła na bok ukazując schody, które same powiodły Łapę do okrągłego pokoju. Wszedł ostrożnie i nie rozglądając się wziął myśloodsiewnie z szafy dyrektora.
-Galeon- chimera strzegąca wejścia do gabinetu zaczęła wietrzyć w powietrzu i mruknęła:
-Zna hasło więc wpuszczam- i odeszła na bok ukazując schody, które same powiodły Łapę do okrągłego pokoju. Wszedł ostrożnie i nie rozglądając się wziął myśloodsiewnie z szafy dyrektora.
***
Huncwoci i Alan usłyszeli otwieranie drzwi, jednak nikogo nie zobaczyli. Koło miejsca gdzie siedział Lunatyk odezwało się dyszenie, a nad owym źródłem dźwięku leciał stary, kamienny przedmiot pokryty runami. Syriusz zdjął pelerynę i okazało się, że to on jest owym źródłem sapania. Alan bez słowa przyłożył różdżkę do głowy. Z końca różdżki począł sączyć się srebrny, świecący płyn, który Azka wlał do kamiennego pucharu. teraz huncwoci zauważyli, że tam coś jest. Ni to gaz, ni płyn. Wszyscy po kolei wkładali głowy do naczynie . Na początku Peter, potem Lupin, Syriusz, Potter i na końcu sam właściciel wspomnienia. Lunatyk poczuł, że leci w dół, chciał ostrzec pozostałych przed pułapką, ale z jego buzi nie wydostał się żaden dźwięk. Zamknął oczy, gdy zobaczył przed sobą podłogę, spodziewał się uderzenia, lecz jedynie wylądował gładko w... w pociągu Londyn-Hogwart. Ujrzał dwie postacie jedna miała czerwone włosy i charakterystyczne rysy twarzy w których można było rozpoznać młodą podobiznę Alana, druga była wyższa i miała włosy czarnego koloru, które w połączeniu z bladą cerą przywodziły na myśl wampira.
-Alan- odezwał się pierwszy chłopak
-Dunaj- odpowiedział drugi.
-Coś z wózeczka- do postaci podeszła starsza, kobieta z wózkiem wypełnionym słodkościami.
-Nie dziękuję nie mam pieniędzy- mruknął Alan. Wtedy Dun podszedł do przenośnego sklepiku i zapytał:
-Ja mam. Na co masz ochotę?- Twarze obu kolegów rozświetliły uśmiechy. Wszystko się rozmazało i Lupina ogarnęło dziwne uczucie, obraz się wyostrzył i pokazał tych samych małych chłopców stojący przerażonych przed stołkiem i tiarą.
-A do jakiego domu chcesz trafić?- spytał się przyszły animag
-Ja? A ty?- odpowiedział pytaniem na pytanie Dunaj
-Ja zapytałem pierwszy- oburzył się Alan
-No dobra do Slytherinu- włosy metamorfomaga stały się fioletowe, ale szybko przybrały dawnego czerwonego koloru.
-A ty?- zdziwił się
-Ja... ja też- odburknął chłopak.
-Max Dunaj- rozległ się donośny głos i wyczytany chłopiec podszedł do stołku, gdy tiara dotknęła jego głowy rozległ się krzyk:
-Slytherin- potem Alan także zasiadł na krzesełku i usłyszał od czapki:
-Gryffindor- scena się rozmazała i znów wyostrzyła.
-To, że ja jestem Ślizgonem, a Ty Gryfonem nie oznacza, że nie możemy się przyjaźnić zostaniemy Animagmi- rzekł członek Slytherinu i znów Remus znalazł się gdzieś indziej. Tym razem nie rozpoznał tego miejsc, był to las, a w nim dwie postacie, już dorosłe.
-Jak mogłeś zdradzić swojemu ojcu, że jestem animagiem- wrzasnął Alan
-Nic nie powie- odpowiedział nieśmiały Dunaj
-Na pewno coś mu się wymsknie i mam załatwione dożywocie w Azka...- urwał, bo jego przyjaciel zmienił formę i... rzucił się na niego, przewrócił go, a gdy Alan pojął o co chodzi przemienił się w żbika i schował. Lis, który uratował go znów stał się człowiekiem, jednak nie był sam do Dunaja podbiegły trzy inne osoby.
-Mamy cię- uśmiechnęła się białowłosa dziewczyna
-animagu- dodał inny brunet stojący za nią.
Scena się rozmazała.
-Tak to prawda, jest to nielegalny animag, który na mnie napadł- rzekł Azka, stał przed ławą w ponurej sali. Jeden z czarodziejów zasiadający przy stole powiedział:
-To sprawa załatwiona
-Nie- krzyknął Ban, którego osaczali dementorzy
-Nie tylko ja, on też jest animagiem- scena znów stała się niewyraźna i Lupin dostrzegł po chwili jak dwóch mężczyzn wyprowadzają zakapturzone postacie. Alan szedł w towarzystwie białowłosej dziewczyny. Nie czekając pchnął ją, a ta upuściła jego różdżkę. Wziął ją uwolnił się i krzyknął
-expecto Patronum- z zamieszania skorzystał także Dunaj i tak uciekli, ale Lunatykowi się to nie podobało. Myślał, że lis zdradził go, ale tak do końca nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz